Referenda nie pomogą wiatrakom – to fikcja

by dbereza

Referenda nie pomogą wiatrakom – to fikcja

by dbereza

by dbereza
Rządzący najpierw rozgromili ustawę wiatrakową zmieniając w ostatniej chwili odległość minimalną z 500 na 700 metrów. Teraz pojawił się pomysł referendum dla gmin, które są chętne, aby wiatraki stawały bliżej, między 500 a 700 metrów od zabudowań. To fikcja – grzmią eksperci – referenda są nieopłacalne i nieefektywne. To cios w najbiedniejsze gminy, których na referendum po prostu nie stać. Poza kwestią budżetową jest jeszcze ich zasadność. W ostatnich latach tylko 17% przeprowadzonych w Polsce gminnych referendów było ważnych. Wprowadzenie tego rozwiązania to dalsze niweczenie szansy na odblokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce.

Pytany o energetykę wiatrową premier zapewnił, że jest ona ważna dla niezależności energetycznej i dla niższych kosztów energii. „Powtarzam często: nie chcemy płacić drogo za norweski czy katarski gaz, za kolumbijski węgiel i ropę z Bliskiego Wschodu. Odnawialne źródła energii leżą w naszym najlepiej pojętym interesie” – mówił Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla Interii.

Równolegle tuż przed najbliższym posiedzeniem Sejmu pojawiła się zapowiedź próby złagodzenia wrzuconej w ostatniej chwili poprawki, która zmieniła odległość minimalną na 700 metrów. Rozwiązaniem ma być fakultatywne referendum dla tych gmin, które chcą mieć wiatraki między 500 a 700 metrów od zabudowań. To ewidentna dyskryminacja branży wiatrowej, propozycja w żaden sposób nie rozwiązuje problemu – grzmią eksperci. I podkreślają, że 200 metrów przesunięcia granicy budowy wiatraków ma kolosalne znaczenie.

– Odejście od zasady 500 m oznacza istotne zmniejszenie możliwości inwestycyjnych w nowe źródła wiatrowe. Zmiana na 700 m powoduje, że potencjał mocy z wiatru jest zmniejszony o połowę, a w niektórych województwach stawianie farm wiatrowych nadal będzie niemożliwe – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Przyjęcie tego wariantu przepisów oznaczać będzie, że do 2030 r. powstaną co najwyżej 4 gigawaty nowych mocy wiatrowych. Dla porównania, utrzymanie pierwotnie proponowanej przez rząd odległości 500 m oznaczałoby szansę na budowę w tym czasie ponad 10 GW nowych wiatraków na lądzie, czyli więcej niż podwojenie obecnych polskich mocy tego typu – wynika z analizy Ember.

Fikcyjne referendum

Polskie gminy czekają na nowe inwestycje wiatrakowe, bo to dla nich szereg korzyści finansowych i społecznych. Dlatego branża energetyki wiatrowej jest pewna ewentualnych wyników lokalnych głosowań.

 – Wiemy, że Polacy akceptują i popierają rozwój tej technologii odnawialnych źródeł energii. Świadomość i akceptacja społeczności lokalnych dla lokalizacji obiektów wiatrowych stale wzrasta. Świadczą o tym wyniki licznych badań ankietowych i ponad 80% poparcie dla energetyki wiatrowej na lądzie. Problem w tym, że referenda to bariera nie do przejścia – są drogie i nieefektywne. To smutne, że po wielu ustępstwach i kompromisach ze strony branży i inwestorów, uderzono tym razem w tych, którzy mogliby najlepiej skorzystać na rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie – w samorządy i mieszkańców – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Fakultatywne referenda będą tylko fikcyjną próbą naprawiania wyrządzonych przez poprawkę 700 metrów szkód. Ich organizacja wymaga wiele wysiłku i kosztów, które pokrywa się z budżetu jednostki samorządu terytorialnego. Stracą na tym najbiedniejsze gminy, które czekają na nowe inwestycje wiatrakowe w okolicy, ale nie będziecie ich na to po prostu na to stać, a miliony złotych z tytułu podatków pozostaną tylko w sferze marzeń.

To także jawna dyskryminacja – w Polsce dla żadnych innych inwestycji, zarówno z zakresu odnawialnych źródeł energii, jak inwestycji liniowych (np. autostrady, linie elektroenergetyczne wysokiego napięcia, ropociągi, linie kolejowe), w zakresie elektrowni jądrowej, Centralnego Portu Komunikacyjnego, czy też znacząco oddziałujących spalarni śmieci, nie wymaga się przeprowadzania referendum lokalnego. Ponadto wiatraki muszą i tak znaleźć się w planie zagospodarowania przestrzennego, czyli dokumencie szeroko konsultowanym w każdej gminie.

Top